Akademia Przyszłości



Na początku była niepewność.

Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj - zobaczyłam małą Angelikę pierwszego dnia na rozpoczęciu Akademii. Wydała mi się trochę zagubiona, trochę wstydliwa. Ja już wtedy wiedziałam, że najprawdopodobniej będę jej tutorką, ona nie. Parę głębokich wdechów i ośmieliłam się zagadać siedząc obok niej. Wydaje mi się dziś, że byłam tam bardziej przerażona, niż ona. No bo jak niby mam stać się dla niej kimś bliskim? Jak to się robi? 
Tak jak najpierw pełna byłam nadziei, tak w momencie przełamania się i próby nawiązania kontaktu z Angeliką poczułam się bardzo niepewna siebie. Nie zaiskrzyło, nic a nic. Trochę mnie to uderzyło.

Pierwsze spotkanie. Przygotowałam się technicznie, nie wiedząc jak mam się zachowywać jednocześnie. Poznałyśmy się trochę. Parę suchych faktów. Gra w kalambury, rysowanie na tablicy i gdzieś w tym wszystkim ogromny dystans. Angelika zdradziła mi, że chciałaby kiedyś odwiedzić Kraków. Jedyne co o nim wiedziała to, że płynie tam jakaś rzeka. I że jakiś smok był, podobno.

Z każdym kolejnym spotkaniem było jakby trochę łatwiej. Mnożyłyśmy liczby czterocyfrowe pod kreską, omawiałyśmy ułamki, robiłyśmy kreatywne rzeczy na Akademię. Moje małe sukcesy? Zaczęłam dostawać od Angeliki liściki, niespodzianki, rysunki. Na tablicy na koniec zajęć pisała mi, że było fajnie. Potrafiła tak wymazać całą tablicę. Odpisywałam jej swoimi komplementami.

Nadal jednak nie było między nami swobody. Miałam wrażenie, jakbyśmy obydwie obijały się o tą samą szybę z dwóch stron.

W sumie nie wiem, jak to dokładnie było dalej... Parę rzeczy zadziało się niemal jednocześnie. Byłyśmy razem na gorącej czekoladzie na Starym Mieście przed Bożym Narodzeniem. Przekazałam Angelice wzruszający list od jej Darczyńcy.
Angelika zaczęła się buntować w nauce, być mniej chętna do robienia zadań. Przestało jej to wystarczać.
Trochę słabiej zaczęłam organizować zajęcia. Nie umiałam się zmotywować, bardzo zniechęcały mnie jakieś moje wewnętrzne obawy, że to bez sensu.

Moi przyjaciele oraz inni tutorzy śmiali się po moich opowieściach, że obie jesteśmy tak samo roztrzepane i energiczne.

W pewnym momencie postanowiłam sprawdzić, jak tam się miewa angielski Angeliki. Nie było to jednak takie proste. Mała wymigiwała się jak mogła, byle tylko nie dotykać angielskiego na zajęciach. Czułam opór, ale szukałam sposobów. Rozmowy, przekonywanie, żarty, pomysłowość... Jednak wszystko na nic.
Aż pewnego dnia odkryłam ogromny lęk dziewczynki przed panią nauczycielką. Angelika popłakała się strasznie, bo pani krzyczała na całą klasę. Przez to - w połączeniu z brakami w znajomości podstaw języka u dziewczynki - zrodziła się w niej niechęć, niemoc, niewiara. 
To był punkt przełomowy. Mała się otworzyła.

Myślę, że to samo stało się wtedy ze mną, bo bardzo to przeżyłam. Zrozumiałam, że na nic wszelkie moje wysiłki, jeśli będę coś ukrywać lub udawać kogoś, kim nie jestem. Niepotrzebnie byłam tak "spięta" na naszych spotkaniach.
W momencie, gdy pozwoliłam sobie na słabość, przyznanie się do tego, że nie jestem chodzącym ideałem, zaczęłam być bardziej swobodna w kontakcie z Angeliką. Zaakceptowałam i siebie, i ją jako dziecko.

Od tamtej pory stopniowo zaczęły zanikać: niechęć dziewczynki do języka - dużo o tym rozmawiałyśmy (cały czas próbowałam jej uświadomić, jak ważne jest, by nie uznawała swojej porażki i złych ocen); bariery między nami; brak motywacji.
Choć byłam bardziej roztrzepana będąc sobą, to jednak obowiązki szły swobodniej, a i zdarzyło się nam przy okazji wyjść na lody czy do kina na dobrą bajkę, zaliczyć sesję zdjęciową, pogadać o tym co u nas słychać, co czujemy i lubimy, a także co nas wkurza. Zaliczyłyśmy razem kilka spotkań w Klubie Młodego Odkrywcy, ucząc się poprzez doświadczenia. Z Krakowa przywiozłam Angelice pluszowego smoka. I broszurę o zabytkach... Po angielsku. Bo Angelika zaczęła chcieć się uczyć.

Dziś jest między nami więź. Czuję się trochę przyjaciółką Angeliki i choć nie jestem tutorem idealnym, to mam świadomość, że obie wygrałyśmy. Nasza historia w Akademii to wzloty i upadki, zwątpienia i nadzieje, ale najważniejsze, że jesteśmy w tym razem. Mam nadzieję, że ta wspólna przygoda przypominać jej będzie o tym, że trzeba wierzyć w siebie, że ludzie są dobrzy i że powinna siebie akceptować w całości. Właśnie to próbowałam jej przekazać. Miniony rok pełen jest pięknych wspomnień i cennych lekcji. Nigdy nie wolno wątpić do końca. Zwątpienie należy traktować jako wyzwanie.

Mam nadzieję, że nasza znajomość zaprocentuje w przyszłości, i że Angelika - nawet gdzieś w tych słabszych momentach - będzie wiedziała, że ma na kim polegać.

Na podstawie tych doświadczeń chciałabym życzyć Wam wiary we własne siły i dobre zakończenia każdego dnia.


***
AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI to ogólnopolski program, który przeprowadza dzieci od porażki w szkole do sukcesów w życiu. 
AKADEMIA sprawia, że dzieci, które dotychczas czuły się nieważne, mogą poczuć się wyjątkowe. Stają się czyimś oczkiem w głowie. To uczucie przeprowadza je do lepszego życia. Dzięki całorocznej pracy z tutorem - wolontariuszem, AKADEMIA zapewnia mądrą pomoc swoim podopiecznym.


Przyłącz się do pomagania - kliknij! 
Więcej informacji znajdziesz tu: akademiaprzyszlosci.org.pl


Pomagajcie, bo warto!
Blaszka


Komentarze

Popularne posty